Jolanta Maria Kaleta w swojej powieści „Testament Templariusza” zabiera Czytelników do starego opactwa cystersów w Henrykowie
Jolanta Maria Kaleta w swojej powieści „Testament Templariusza” zabiera Czytelników do starego opactwa cystersów w Henrykowie
ebooki ebooki
140
BLOG

O templariuszach, ich zaginionych skarbach, a także Świętym Graalu

ebooki ebooki Kultura Obserwuj notkę 1

Powieść Jolanty Marii Kalety Testament Templatiusza" rozgrywa się początkowo w dwóch płaszczyznach czasowych. 13 października 1307 roku garstka templariuszy, aby uniknąć aresztowań, ucieka z Francji. Celem ich podróży jest komandoria Klein Oels położona daleko na wschodzie Europy, nad brzegami Oławy. Czy zdołają dotrzeć do celu i zrealizować tajną misję, którą zostali obarczeni? Druga płaszczyzna czasowa to grudzień 1981 roku, kiedy to Magda Michalska po rozwodzie z mężem, szykanowana w pracy za działalność w Solidarności, przenosi się na zabitą dechami wieś, gdzie odziedziczyła chałupę po swoim dziadku. W pobliskim Henrykowie otrzymuje posadę nauczycielki w szkole mieszczącej się w budynku dawnego opactwa cystersów. Nazajutrz budzi się w Polsce stanu wojennego. Magda, mieszkańcy Świątnik i garstka zakonników dostają się w tryby bezwzględnego aparatu władzy. Jakby tego było mało we wsi dochodzi do serii brutalnych morderstw. Czy są one dziełem pospolitych przestępców, czy mają związek z tajemnicą od lat skrywaną przez klasztor?

O templariuszach, ich zaginionych skarbach, a także Świętym Graalu, który jest ponoć  z nimi związany, napisano setki, jeśli nie tysiące książek. Nic zatem dziwnego, że po ten temat sięgnęła także Jolanta Maria Kaleta, autorka powieści sensacyjno-przygodowych, w których tłem są tajemnice Dolnego Śląska, mające korzenie w wydarzeniach sprzed lat. Jest faktem historycznym, że na ziemiach polskich istniało w średniowieczu wiele komandorii templariuszy. O tym, że to właśnie gdzieś w Polsce ukryli swoje skarby, w fikcyjnym Kortumowie, pisał już Nienacki. Jednak dla autorki „Testamentu templariusza” legenda o Świętym Graalu i skarbach templariuszy jest jedynie pretekstem do ukazania ludzkich namiętności, które nie ulegają zmianom, choć wieki mijają. Jest pretekstem, aby szerszemu gronu ukazać urodę dawnego opactwa cystersów w Henrykowie, o którym tak niewiele się mówi, a które kryje w sobie wiele skarbów. I to nie tych legendarnych, lecz rzeczywistych, prawdziwe perełki. Wykorzystując analogię między dwiema tragicznymi datami – 13 październik 1307 rok – aresztowania templariuszy oraz 13 grudnia 1981 rok – aresztowania członków Solidarności napisała opowieść o ludzkich namiętnościach, okrucieństwie rządzących i chciwości, która zawsze doprowadza do zbrodni.

Tego dnia słońce długo zwlekało z udaniem się na spoczynek, jakby liczyło, że odwróci bieg mających nadejść tragicznych wydarzeń. Wychylając się nieśmiało zza sinych chmur wiszących nisko nad ziemią, spoglądało badawczo na trzech mężczyzn, którzy już od godziny siedzieli wciśnięci między gęsto rozrośnięte krzaki derenia. W świetle gasnącego dnia mieli widoczną jak na dłoni chałupę Demona - tak mówili na starego człowieka, który mieszkał w tej rozlatującej się ruinie. Czekając na jego powrót, nie spuszczali ze ścieżki wiodącej do furtki czujnych oczu. Od pól, które mieli za plecami, zalatywało dopiero co rozrzuconym obornikiem i zeszłoroczną, sfermentowaną kiszonką dla bydła, zalegającą gdzieniegdzie po pastwiskach, a wraz z wieczorną mgłą zaciągała zimna, wciskająca się pod ubrania wilgoć. W zapadającym zmierzchu dostrzegli starą Kołodkową, jak zadarła spódnicę, rozkraczyła się niczym krowa podczas dojenia i wysikała wprost na dymiący ciepłem gnój, dopiero co widłami wygarnięty z chlewu przez jej najstarszego syna, któremu z mężem przepisali gospodarkę w zamian za rentę od państwa. Otrzepała spracowanymi, zniekształconymi przez reumatyzm dłońmi szeroką spódnicę i pokuśtykała w stronę domu. Po chwili do ich uszu dobiegły siarczyste przekleństwa rzucane przez starszego syna Kmitów, Wojtka, który po ścieżce biegnącej z tyłu wioskowych chałup, ciągnął na sznurku oporną Krasulę. Pół dnia spędziła w zagrodzie starego Józka Zdechlika, doprowadzona do byka, i widać zagustowawszy w tym, co z nią wyczyniał, nie miała ochoty wracać do własnej, pozbawionej męskiego towarzystwa obory. Nagle, tuż za plecami siedzących w krzakach mężczyzn, przemknął ogromny pies, czarny niczym diabeł z piekła rodem. Nakreślili na piersiach symboliczny znak krzyża, a dla pewności splunęli także przez lewe ramię, aby odpędzić Złego. Po chwili w oknach widocznej tuż przed ich oczyma chałupy rozbłysło mdłe światło pochodzące od wiszącej w kuchni pod sufitem, obsranej przez muchy, pozbawionej klosza żarówki. Kilka minut później, kiedy w środku ktoś napalił pod kuchnią, dotarł do nich swąd dymu, który wylewając się z pękniętego na pół komina, siną wstęgą snuł się po okolicy.

ebooki
O mnie ebooki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura