Inspiracją do napisania powieści zatytułowanej „Złoto Wrocławia” stało się legendarne już złoto Banku Breslau
Inspiracją do napisania powieści zatytułowanej „Złoto Wrocławia” stało się legendarne już złoto Banku Breslau
ebooki ebooki
365
BLOG

Złote depozyty Banku Breslau - prawda czy mit

ebooki ebooki Historia Obserwuj temat Obserwuj notkę 0

Inspiracją do napisania powieści zatytułowanej „Złoto Wrocławia” stało się legendarne już złoto Banku Breslau. Jak twierdzą niektórzy wywiezione z Prezydium Policji przy Podwalu pod koniec 1944 roku lub na początku 1945 roku. W świadomości osób zainteresowanych problemem funkcjonuje kilka hipotetycznych miejsc ich ukrycia, poczynając od tajemniczej szczeliny gdzieś pod Śnieżką, a na wzgórzu Sobiesz w Cichej Dolinie pod Piechowicami kończąc. Tropem złota podążało wielu autorów artykułów prasowych czy literatury faktu. Ponoć jego odnalezienie jest kwestią krótkiego czasu.

 

    Jednak celem tej powieści nie jest rozwiązanie zagadki czy wyjaśnienie faktycznych okoliczności ukrycia czy wieloletnich poszukiwań. Są one jedynie pretekstem do pokazania dramatycznych wydarzeń, które stały się udziałem mieszkańców Festung Breslau, Wrocławia 1945 i 1981 roku, ciekawym i intrygującym tłem szarej, czasami tragicznej rzeczywistości tamtych lat. Sądząc z zamieszczonego do powieści motta i tytułów rozdziałów, Autorka stawia na równi legendarne złoto ze złotym cielcem, któremu cześć oddawali Izraelici, czekający na powrót Mojżesza. Jego blask przysłania to, co w życiu istotne – miłość, uczciwość i przyjaźń.

    Konstrukcja powieści została oparta na dwóch płaszczyznach czasowych – 1945 i 1980 rok, które mniej więcej w połowie książki przenoszą się do sierpnia 1980 roku i toczą się do mroźnej nocy stanu wojennego. Zakończenie uświadamia czytelnikom, że w życiu dość często mamy do czynienia z „niekończącą się historią.”

 

Fragment z książki

"Wysoko postawiony kołnierz wojskowego płaszcza w kolorze feldgrau w najmniejszym stopniu nie chronił oberleutnanta Georga Sorna przed dojmującym mrozem. Szczypał go dotkliwie w uszy niczym złośliwy nauczyciel w szkole podstawowej, kiedy złapał niesfornego ucznia na psotach. Z ust, przy każdym oddechu, wyszarpywał kłęby białej pary, z oczu wyciskał łzy. Temperatura na dworze spadła tej nocy do minus dwudziestu stopni i blade, styczniowe słońce nie było w stanie ogrzać powietrza choćby odrobinę. Wrażenie lodowatego zimna potęgował wiatr świszczący w koronach ogołoconych z liści drzew, stojących w równych szpalerach przy Schlossplatz. Z każdym silniejszym jego podmuchem, zbite w ciasną gromadę wrony z głośnym krakaniem wzbijały się w powietrze, jakby tam szukały schronienia przed nadciągającym niebezpieczeństwem. Widocznie nastrój niepewności i zagrożenia udzielił się także ptakom. Świat wokoło już miesiąc temu pobielił śnieg, pogłębiając uczucie przenikliwego mrozu, dając złudne wrażenie sterylnej czystości i ładu. Na poboczach jezdni zalegały jego solidne hałdy, przykrywał też grubą warstwą chodniki i skrzypiał mroźnie pod skórzanymi podeszwami wysokich butów oficera. Szybki, energiczny marsz miał za zadanie nie tylko doprowadzić go na czas do budynku Polizeipresidium przy Schweidnitzer Stadtgraben, ale także, choć trochę, rozgrzać skostniałe ręce i nogi. Zresztą, po tylu latach żołnierskiej służby, przyzwyczajenie zastąpiło naturę i Sorn nie potrafił już chodzić inaczej. Nie pamiętał nawet, kiedy ostatni raz miał możliwość podążać wolnym, spacerowym krokiem, noga za nogą, przemierzając nadmorski deptak czy wielkomiejską promenadę. Od lat, w zasadzie od matury, choć jeszcze z pozoru cywil, to jednak na służbie, zawsze w biegu, pilnując, aby nigdy się nie spóźnić, aby zadanie wykonać na czas. W zamyśleniu nie zwracał uwagi na gęstą ciżbę przechodniów sunących szerokim chodnikiem w jedną i drugą stronę, na pozór bezładnie, w sobie tylko znanym kierunku, choć wszyscy z jednym i tym samym zamiarem – zgromadzić jak najwięcej zapasów żywności i potem dobrze je ukryć, tak aby Iwan, jeśli już wejdzie do miasta, a ponoć nie wejdzie, nie mógł ich znaleźć i zabrać. Dźwigali w rękach tobołki lub siatki wypełnione konserwami mięsnymi, torebkami cukru, kaszy i mąki. Przepychali się pomiędzy sunącymi wolno kolumnami wojska, przebiegali jezdnię tuż przed maskami rozpędzonych, wojskowych ciężarówek, które gnały w tylko sobie znanym kierunku. Ci, którzy posiadali ogródki, zakopywali w nich niczym te nornice wszystko, co mieli cennego – porcelanę, srebra, dywany, pieniądze, biżuterię. Ale także swoje zapasy – zawekowane mięso, jarzyny i owoce. Kiedy nawałnica ze wschodu przewali się i nastanie pokój, wydobędą swe skarby ze skrytek i będą mogli żyć jak dawniej. Już o niczym innym nie marzyli, tylko o jednym – niechby już było po wszystkim. Oczekiwanie na mające nadejść nieszczęście było gorsze od samego nieszczęścia.

Mundur oficera Wehrmachtu, w który odziany był Georg Sorn, wysoki mężczyzna o zwalistej niczym niedźwiedź postawie, nie robił już na nich żadnego wrażenia ani nie wzbudzał takiego szacunku jak jeszcze rok temu, nawet po Stalingradzie. Wręcz przeciwnie – w niektórych spojrzeniach łatwo dało się wyczytać oskarżenie, że to oni, wojskowi, ponoszą odpowiedzialność za ich, cywilów, cierpienia, że nie stanęli na wysokości zadania i nie doprowadzili do zwycięstwa, mimo ich, zwykłych ludzi, wyrzeczeń i poświęcenia. Tych, którzy nosili brunatne mundury NSDAP nagle z ulic wymiotło, jakby zapadli się pod ziemię. Albo zamienili je na cywilne łachy, albo nawiali z miasta, które latem ogłoszono twierdzą, choć nie miało ..."

ebooki
O mnie ebooki

Nowości od blogera

Komentarze

Inne tematy w dziale Kultura